It's hard to get a break when the door's ain't open
It's hard to get a shot when the gun ain't loaded
And it's hard to make a living when nobody wanna notice. Hold it
What am I insane maybe? Plain crazy
You put me in a room with a mic you will not restrain me
You do what you wanted but you can't contain me
Lazy! Is not a character trait of mine. Don't wait in line
This is the current condition of mine. The state of mind
Don't tell me that this isn't real
Don't tell me this ain't how I feel
This is all I have. All I have
NF — All I have
Sakura powoli bandażowała zranione ramię Yugito, czując na sobie jej zimne i pełne czujności spojrzenie. Ta kobieta zawsze trochę ją przerażała. Nigdy się nie uśmiechała, pozostawała nienaturalnie zdystansowana, a przy tym na tyle pewna siebie, by wzbudzać respekt u pozostałych mieszkańców twierdzy. W dodatku od zawsze nosiła łatkę najlepszego szpiega. Była niczym kot. Potrafiła bez problemu wkraść się do jakiegoś budynku, zabrać, co trzeba i niepostrzeżenie wymknąć się na zewnątrz. Bardzo szybko stała się oczami i uszami Yahiko, a zaraz potem — jego prawą ręką. Haruno szanowała ją za jej talent i przydatność, ale nigdy specjalnie za sobą nie przepadały. Yugito miała w zwyczaju szybko oceniać oraz podporządkowywać sobie słabszych, nawet jeśli wcale nie byli bezużyteczni.
Gdyby nie Haruno większość Bogów dawno zeszłaby z tego świata, o czym Nii zdawała się łatwo zapominać. To Sakura spędzała noce w skrzydle medycznym, produkując antybiotyki i antidota na wszelkie trucizny, podczas gdy reszta smacznie spała w łóżkach. Codziennie ćwiczyła swoje umiejętności, czytała książki, uzupełniała zapasy i szykowała podręczne apteczki na czarną godzinę. Wreszcie — nie bardzo wiedząc jak — przywróciła Yakiimo do życia, a Kakashiego uchroniła przed nadciągającą śmiercią. W zamian coraz wyraźniej obdarowywano ją samotnością.
Mimo to, coś mocno trzymało Sakurę w tym miejscu. Yahiko znalazł ją w Paryżu, gdzie pod fałszywą tożsamością studiowała medycynę. Właściwie nie nazwałaby tego studiowaniem. Jako dziecko została zmuszona do nauki każdej choroby, sposobu leczenia, objawów, opatrywania ran. Znała każdą kość, nerw czy mięsień, ale, żeby non stop odświeżać swoją wiedzę, zdała egzaminy na uniwersytet. Podszkoliła francuski, uczęszczała na zajęcia samoobrony, chociaż te także nie były jej potrzebne, i dorabiała sobie jako kelnerka w małym pubie, położonym blisko stacji metra. Czuła się wolna, nawet jeśli nie posiadała zbyt wielu przyjaciół i nigdy nie wspominała o rodzinie. Dopiero działania stworzonego przez Danzou terrorysty, naprawdę ją zaniepokoiły. Chociażby dlatego, że na każdej liście ofiar widniało imię jakiegoś Boga. Przeczuwała nadciągające niebezpieczeństwo. Wtedy jednak nie wiedziała, iż zjawi się ono w postaci jej dawnego kompana, geniusza pośród eksperymentów i największego wroga Shimury. Długo sprzeciwiała się jego propozycjom. Miała dość rozlewu krwi, niepotrzebnych ofiar, całej nienawiści.
Dopiero liczby ją przekonały. Yahiko powiedział jej, że zostało ich tylko ośmioro. Poczuła wówczas ogromny żal, pamiętając, jak przez ich wspólny dom przelewały się setki dzieci. Już nigdy miała nie zobaczyć twarzy, które co rano witały ją ciepłym uśmiechem. Tego samego dnia, wraz z Yahiko, poleciała do Londynu, starając się odnaleźć Suigetsu.
Do Inami’ego dołączyli wszyscy, których miał w planach zwerbować. Przez krótki czas tułali się po świecie, starając znaleźć schronienie. Dopiero później chłopak wyjawił im prawdę: zamierzał uratować swoją siostrę i rozpętać najokropniejszą wojnę w dziejach Bogów. Może nie dochodziło do spektakularnych walk między nimi a oddziałami ministra, ale Haruno dobrze wiedziała, że prawdziwa batalia toczy się na polu strategii. Obaj rywale byli ponadprzeciętnie inteligentni i znali swoje sztuczki na wskroś. Któryś w końcu musiał okazać się lepszy, i Sakura miała nadzieję, że będzie to właśnie Yahiko.
— Skończone — mruknęła, zawiązując końce bandaża. — Dam ci jakąś maść na szybsze gojenie.
Podeszła do oszklonej witryny, wzrokiem poszukując jednej z wielu znajdujących się tam tubek. Na plecach czuła przeszywający wzrok Yugito, ale starała się nie okazywać zdenerwowania. Nie mogła dać tamtej satysfakcji.
— Powiedz, Sakura — zaczęła dość niepewnie Nii, jakby wciąż rozważała, swoją wypowiedź — ufasz Yakiimo?
Kilka opakowań przewróciło się na półce, gdy Haruno przesunęła po niej ręką. Dziewczyna na chwilę zamarła, zastanawiając się, czy na pewno dobrze usłyszała. Odpowiedź była dla niej oczywista. Inami stała się jej dobrą koleżanką już w pierwszych dniach po przebudzeniu, potem wielokrotnie przesiadywała w gabinecie Sakury, przyglądając się pracy lekarki, milcząc albo od czasu do czasu pytając o któregoś z Bogów. Nigdy nie wzbudzała podejrzeń. Była trochę wycofana i najczęściej rozmawiała z Kakashim, ale Haruno rozumiała, że wiele przeszła.
Zaśmiała się krótko i nerwowo.
— Jasne, że tak. Yahiko też jej ufa, są rodzeństwem.
— Dobra okazja, żeby wbić komuś nóż w plecy, co? — Yugito przeciągnęła się niczym kotka, a zaraz potem skrzywiła, odczuwając ból w opatrzonym ramieniu.
— Nie rozumiem — mruknęła nieco zbita z tropu Sakura.
Nii posłała jej pełne współczucia spojrzenie, po czym zwinnie zeskoczyła z łóżka na podłogę.
— Kręci się blisko niego.
— To jego siostra — odparła z naciskiem Haruno. — Przez wiele lat byli odseparowani. Yakiimo straciła pamięć.
— Pieprzenie — prychnęła Yugito. — Pewnie nadal trzyma z Legionistami. Dlatego Shimura jej nie dobił, potrzebował mieć pluskwę wśród nas.
— Daj spokój. — Sakura pokręciła głową. — Musimy trzymać się razem.
— Ze zdrajcami? Od Yakiimo zalatuje tchórzostwem i fałszerstwem. Tak samo, jak od tego jej pupilka, Hatake — mruknęła pod nosem. — Dam sobie rękę uciąć, że kombinują coś na boku, byle tylko wkupić się w łaski ministra.
— Więc nie miałabyś ręki.
Sakura wstrzymała oddech. Mimo ich wyczulonych zmysłów i niesamowitej intuicji Nii, Hatake zdołał się podkraść niezauważony. Co więcej, lekceważąco opierał się o framugę drzwi, leniwie popijając coś z parującego kubka. Wydawał się nienaturalnie spokojny, wręcz rozbawiony słowami kobiety.
— Półbogowie nie mają prawa się odzywać — fuknęła Yugito.
Jako jedyna była za ograniczeniem praw Kakashi’ego do udziału w ich zgromadzeniach. Traktowała go jak mięso, które można rzucić na rzeź, gdy zajdzie taka potrzeba.
— Za to wy macie prawo do pieprzenia głupot — mruknął.
Yugito poczerwieniała na twarzy i mocno zacisnęła pięści. Pomijając jej podły charakter, zawsze znajdowała się w czołówce najsilniejszych. Jednak Sakura nie była pewna, kto wygrałby to starcie. Od niedawna dochodziły do niej pogłoski o niesamowitej sile Hatake, jego zdolnościach przywódczych i wysokim ilorazie inteligencji.
Jego matka została przyjęta do eksperymentu na długo przed tym, nim okazało się, że rezultaty przynoszą tylko badania na bliźniakach. Przeżyła i została w twierdzy, opiekując się grupami dziećmi. Nikt nie podejrzewał, że w czasie jednej z misji poznała pewnego prokuratora i oddała mu swoje serce. Wymykała się do niego, co noc, a owocem ich miłości stał się Kakashi. Zniknęła prawnie na rok, ale — doskonale wiedząc, że Danzou wszystkiego się domyśli — zostawiła syna pod opieką ojca i wróciła do twierdzy. Zginęła w czasie nalotu zorganizowanego przez rząd, a chłopcu wmówiono, iż nie przeżyła porodu.
— Uważasz, że Yakiimo na własne życzenie przyjęła kilkanaście kulek, które mogły okazać się śmiertelne? — zakpił. — Że prawie umarłem, chcąc wkupić się w wasze łaski? Tam, w ciemnym korytarzu, byłem pewny, że nie dożyję świtu. Żadne z nas nie prosiło o bycie Bogiem, a jednak jestem tutaj i tak samo narażam swoje życie.
— Wiążą was sentymenty — syknęła, krzyżując ramiona na piersi.
Zdawała sobie sprawę, iż nie ma z nim szans. Działała wyłącznie w zwarciu, natomiast Kakashi, jako jeden z nielicznych, potrafił rozłożyć swoje umiejętności na każdy dystans.
— A ciebie intrygi i… miłość. — Spojrzał na nią z uśmieszkiem pełnym pogardy i zwycięstwa. — Trafiłem? — zapytał na widok jej zmieszanej miny.
Yugito w kilku krokach pokonała dzielącą ich odległość, ale Kakashi nie zamierzał ruszać się z miejsca. Kobieta zmierzyła go od stóp po czubek głowy.
— Udowodnię ci, kim naprawdę jest Yakiimo — warknęła.
— Miej odwagę i powiedz to Yahiko. — Ponownie się wyszczerzył.
— Zjeżdżaj, Hatake.
— Na rozkaz, Bogini. — Niedbale wzruszył ramionami i cofnął się, pozwalając zniknąć Nii w ciemnym korytarzu.
Sakura wciąż stała na tym samym skrawku podłogi, nie mogąc wyjść z podziwu. Kakashi w kilku słowach wyprowadził z równowagi najzimniejszą kobietę na świecie, a w dodatku nieformalnie ją pokonał. Wiedziała, że będzie miał z tego tytułu mnóstwo nieprzyjemności, ale raczej nie bardzo go to ruszało. Przyszedł z czystej ciekawości, nie dla walki czy wdeptania kogoś w ziemię.
— W porządku? — Skierował swoje oczy na zamyśloną Haruno.
— Tak. — Pokiwała głową. — Ona już taka jest, trzeba jej to wybaczyć — bąknęła.
Kakashi zerknął na nią litościwie.
— Dajesz się poniżać i jeszcze za nią przepraszasz? Ta kobieta nie ma za grosz pokory.
— To pewnie przypadłość Bogów. — Zaśmiała się nerwowo.
W obecności prokuratora nie czuła się zbyt komfortowo. Jakby wszystkie jej sekrety i pragnienia otwierały się na tego człowieka, pozwalając mu przeczytać każdą myśl. Nic dziwnego, że został naczelnym.
— Nie sądzę. — Uśmiechnął się. — W każdym razie, odkąd tu jesteśmy, zrobiłaś więcej niż ona.
Sakura zarumieniła się gwałtownie, a przyjemne ciepło rozlało się gdzieś w okolicach jej serca. Głośno przełknęła ślinę, starając się nie unikać magnetyzującego ją wzroku mężczyzny.
— Martwi mnie tylko — kontynuował — co oznaczała ta obietnica wobec Yakiimo.
— Myślę, że… — urwała.
Czuła się trochę podle, spiskując przeciwko dawnej koleżance. Nii przez długi czas była jedyną kobietą w składzie i czasami potrafiła być naprawdę towarzyską osobą, ale zmieniło się to, gdy Yahiko wypowiedział wojnę. Sakura w ogóle jej się nie dziwiła. Yugito musiała dawać z siebie wszystko, systematycznie przenikać na terytorium wroga, przy tym ciągle kogoś zabijać, ranić albo zastraszać. Chyba najczęściej bywała w szpitalnym skrzydle. Sakura zaczynała współczuć dziewczynie. Z drugiej strony nie sądziła, żeby Yakiimo potajemnie sprzedawała ich plany Danzou. Może nie pokazywała tego, ale Haruno doskonale zdawała sobie sprawę z cichej nienawiści Inami wobec jej oprawcy. To, że okazywała serce żołnierzom kapitana, nie oznaczało zdrady.
— Yakii grozi niebezpieczeństwo — wypaliła na wydechu. — Nii była odpowiedzialna za sprawdzenie terenu kasyna. Kto będzie ochroniarzem, czy pojawi się policja, ilu ludzi ma w obstawie Tanaka. Pewnie nie powiedziała nam wszystkiego — dokończyła zdławionym głosem.
Hatake pociągnął spory łyk czarnej kawy ze swojego kubka. Powinien znaleźć Yahiko i natychmiast wyruszyć do położonego niedaleko miasta, choćby razem z Sakurą. Jako medyk mogła okazać się niesamowicie przydatna. Jednak jego nogi nie ruszyły się z miejsca, z jego gardła nie wydobyło się żadne słowo, a myśli powoli krążyły wokół teorii Haruno.
— Cokolwiek się stanie, Yakiimo musi przez to przejść sama.
— Przed chwilą mówiłeś…
— Wiem, co mówiłem — jęknął. — To będzie bardzo… ciekawa terapia szokowa. — Podrapał się po karku, wciąż nie wiedząc, czy dobrze robi, pozwalając Yakiimo wpaść w kolejne bagno.
<<>>
Spanikowała. Kiedy nic się nie stało, a ona bezwładnie spadała wprost na twardy bruk, poczuła ucisk w żołądku i kilka łez zbierających się w kącikach oczu. Jej peleryna irytująco łopotała na wietrze, zaś kaptur przysłaniał pole widzenia, chociaż była pewna, że rozpoznała twarz Mayako, która wychyliła się znad gzymsu. Mocno zacisnęła powieki, nie potrafiąc w tym jednym momencie zebrać swoich myśli. Była niemal pewna, iż skończy połamana na chodniku i otoczona przez zupełnie obcych ludzi.
Wtem coś brutalnie szarpnęło ją za lewy nadgarstek, aż jęknęła. Otoczyła ją potworna ciemność. Na początku Yakiimo trochę się przestraszyła, ale gdy jej stopy lekko wylądowały na drodze, odetchnęła z ulgą. Zaraz potem światło pędzącego wprost na nią samochodu, oślepiło dziewczynę. Odzyskawszy rezon, odskoczyła, a przeciągłe trąbienie i bluźnierstwa kierowcy szumiały jej w uszach, gdy obolała i lekko zamroczona leżała w ciemnej uliczce, przypatrując się nocnemu niebu. Nie za bardzo wiedziała, w której części miasta się znajduje ani dlaczego właśnie tutaj wylądowała, aczkolwiek wszystko szło dobrą drogą.
Przede wszystkim oddzieliła się od Legionistów i to w taki sposób, by musieli jej szukać na piętrach kamienicy albo w najbliższej okolicy. Zachowała swoją anonimowość oraz dowiedziała się, kto odpowiadał za wykonanie zadania. Kaori wraz z Itachim obstawiali wejście, Naruto i Mayako przeczesywali teren. Pytanie: kto działał od środka? Przygryzła wargę i przecząco pokręciła głową, nie zmieniając swojej pozycji. Ktokolwiek znajdował się w środku kasyna, należał do Mei. To właśnie Terumi musiała szybko wykryć wroga, odciągnąć go od Tanaki i jednocześnie spróbować zaprowadzić prezesa pod ostrze Yakiimo.
Podniosła się powoli, uważnie obserwując okolicę. W ślepym zaułku znajdowało się kilka cuchnących kontenerów i kotów, które prychały na jej widok. Przewróciła oczami, po czym poprawiła swój pas z nożami oraz naciągnęła zsunięty kaptur. Idąc chodnikiem trzymała się w cieniu starych kamienic, podążając za grupką rozchichotanych osób. Trzy kobiety w obcisłych sukienkach, kokietowały kilkoro chwiejących się mężczyzn. Założyła, że idą w stronę kasyna, chociaż równie dobrze mogli z niego wracać. Nienawidziła czuć się zupełnie zdezorientowana, a ból w lewej łopatce wcale nie pomagał. Pewnie źle upadła, umykając przed nadjeżdżającym autem.
Brakowało jej kogoś do pomocy, czego nie mogła przyznać przed Yahiko. Ledwo namówiła go na wysłanie ją do miasta z zadaniem. Jeśli już jej pozwalał, to tylko w obecności większej grupy i najczęściej w formie biernego obserwatora. Od pewnego czasu nieustannie potrzebowała ruchu, adrenaliny, wykorzystywania całego swojego potencjału, jaki marnował się w twierdzy, dlatego, gdy wyraził zgodę na towarzyszenie Mei, prawie go uściskała. Powstrzymało ją jego zimne spojrzenie i nienaturalna powaga Terumi. Nie przywykła jednak do samodzielności. Mei właśnie wykonywała swoją część misji, natomiast Inami przydałby się pod ręką ktoś równie wykwalifikowany, co ona sama. Może Kakashi albo kapitan.
Przystanęła na chwilę. Nie sądziła, że w takim momencie pomyśli akurat o Naruto. Od początku wydawał jej się nieco zbyt podporządkowany, obowiązkowy, honorowy. Nie pasował do świata Yakiimo. Jednocześnie był też zabawny, silny i cholernie przystojny. Mogła na nim polegać, przynajmniej dopóki nie uznał, że współpracuje z terrorystą, a potem stanął po stronie ministra. Jako najlepszy żołnierz w kraju, na pewno miał więcej do gadania, niż inni. Mógł stanowić sensowną opozycję, a nawet opowiedzieć światu o zbrodniach Shimury. Nie zrobił tego, czym trochę złamał jej serce. Zacisnęła pięści. Może jeszcze dziś uda się go dopaść i ostatecznie rozmówić.
Neony wokół kasyna stanęły przed oczami Yakiimo. Intuicja, jak zwykle jej nie zawiodła. Gdzieś tutaj stał samochód Itachi’ego, więc musiała się pilnować. Przeniknąć do środka też nie miała szans. Może, gdyby wiedziała, w którym miejscu się pojawi, teleportowałaby się bez wahania.
Ostrożnie obeszła budynek z drugiej strony i schowała się za ścianą, kątem oka obserwując Kaori i Uchihę. Stali w milczeniu. Ona, co chwilę dmuchała na skostniałe palce dłoni, on przeglądał telefon, jakby licząc na pilną wiadomość. Panujące między nimi napięcie trochę rozbawiło Yakiimo. Dla niej oczywistym był fakt, że mieli się ku sobie, chociaż każde z nich narzuciło sobie jakieś dziwne ograniczenia wobec drugiego. Zsunęła się po ścianie i usiadła na ziemi, opierając łokieć o kolano. Mei na pewno wciąż siedziała w kasynie, więc jedynym zajęciem Inami było czekanie oraz reagowanie w nagłych sytuacjach. Nic jednak nie zapowiadało kłopotów.
— No, nareszcie — wyrzucił z siebie Itachi.
Yakiimo instynktownie zaczęła nasłuchiwać.
— Ktoś obserwował budynek z dachu tamtej kamienicy. Moi chłopcy już przeszukują piętra, ale póki co, zero odzewu — oznajmił kapitan.
— Coś jeszcze?
— Mayako wystraszyła uciekiniera — mruknął, ale w jego głosie pobrzmiała wesołość.
— Co zrobiłaś?! — pisnęła Kaori.
Okanao niezdarnie odchrząknęła.
— Ponaglałam Naruto i… samo wyszło — jęknęła.
— Chryste — szepnęła Fukao.
— Cała nadzieja w Madarze — odezwał się Itachi, chociaż sam nie bardzo wierzył w swoje słowa.
— Jesteśmy zgubieni. — Zaśmiał się Uzumaki.
Yakiimo uśmiechnęła się pod nosem. Nawet teraz dobrze się razem bawili, podczas, gdy ona nienawidziła wracać do twierdzy i odczuwać wszechobecnej presji. Słowa typu prawdziwa Bogini, albo zostaliśmy do tego stworzeni, wychodziły jej bokiem. Mimo to, nie umiała odejść. Pasowała tam. Ze swoim zwariowanym ja czy umiejętnością wpadania w kłopoty, przestała się wyróżniać na tle ludzi dużo brutalniejszych i bardziej szalonych niż ona.
— Gdzie mnie prowadzisz, Kana? Nie skończyłem swojej partyjki!
Pijacki ton rozniósł się po okolicy. Yakiimo zadudniło serce, a dłoń mimowolnie powędrowała do pokrowca na udzie. Przyszedł czas, by dokończyła zadanie. Najpierw jednak musiała przedrzeć się przez czwórkę Legionistów, a i Madara pewnie niedługo się pojawi. Westchnęła głęboko.
— Panie prezesie, zaraz wezwę taksówkę. — Słodko powtarzała kobieta, starając się nie wypaść z roli.
Pech chciał, że poprowadziła Tanakę akurat ku jakimś podejrzanym ludziom, ale podświadomie liczyła, iż Inami zaraz się nimi zajmie. Jeśli miałaby być szczera, to chętnie poderżnęłaby gardło temu staremu oblechowi, chociażby za poklepywanie ją po pośladku, albo szeptanie do ucha swoich obrzydliwych fantazji. Prawie żałowała, że, kiedy Marada wyszedł do łazienki, pognała do stolika prezesa, wdzięcząc się mu. Towarzystwo Uchihy było milion razy lepsze.
— Coś się stało? — Naruto zwrócił się do niepewnie wyglądającej dwójki. — Panie prezesie, wszystko w porządku?
— Kim jesteś chłopcze? Nie widzisz, że rozmawiam z kobietą?! — huknął Tanaka.
Yakiimo nie potrafiła znaleźć dogodnej okazji. Może właśnie dlatego w oka mgnieniu wyskoczyła zza rogu i precyzyjnym ruchem rzuciła swoje ostrze. Nóż przeleciał między Kaori a Mayako, po czym głęboko wbił się w pierś oniemiałego staruszka. Krew trysnęła na jego białą koszulę oraz twarz Mei, która nie wyglądała na zbyt przejętą. Bestailsko upuściła drżące ciało swojego towarzysza, obrzucając go lodowatym spojrzeniem. Mężczyzna jeszcze przez kilka sekund wydawał z siebie ciche rzężenie, ale potem zupełnie znieruchomiał.
— W samą porę, Ya-chan. Już myślałam, że sama go zabiję. — Zachichotała, odgarniając kosmyk włosów.
Kaori odwróciła się jako pierwsza. Szybko wyciągnęła pistolet i wymierzyła w zakapturzoną postać.
— Ręce! — krzyknęła, marszcząc brwi.
Yakiimo posłusznie wykonała polecenie. Uniosła przedramiona, szykując kolejną sztuczkę. Uda się, powtarzała w myślach. W końcu nie mogła ich tak po prostu zamordować, chociaż pewnie tego życzyliby sobie pozostali Bogowie, zwłaszcza jej brat.
Mayako podeszła do niej pewnym krokiem. Na szczęście nie odgarnęła jej kaptura. Założyła kajdanki na nadgarstki Inami, wcześniej ściągając jej ramiona do tyłu.
— Zabawne — szepnęła Yakiimo, czując na dłoniach ciężar, czym od razu przykuła uwagę Okanao.
— Co jest takie…
Coś jakby pociemniało, a zaraz potem to Mayako odczuła nieprzyjemne zimno na skórze i niemoc ruszania rękami. Yakiimo z triumfalnym uśmiechem stała za nią, po czym mocno odepchnęła od siebie szamoczącą się dziewczynę, która polikiem przejechała po ziemi.
— Kurwa — zaklął Itachi.
Mei zajęła się Kaori. Obie doskoczyły do siebie od razu, gdy Yakiimo ruszyła na resztę. Przebiegła kilka metrów i jednym kopnięciem w piszczel podcięła kapitanowi nogi. Z Itachim było gorzej. Najpierw zablokował jej cios z prawej, potem ten wymierzony z pięści w brzuch. Otwartą dłonią trafiła go w bark, osłabiając mięsień. Płynnie wzbiła się w powietrze i zaserwowała cios prosto w twarz. Uchiha zatoczył się lekko i upadł na ziemię, trzymając za krwawiący nos, który zetknął się z kolanem Inami.
Mei znalazła się obok niej i ścisnęła ją za rękę.
— Na moście — szepnęła i zniknęła za rogiem.
Fukao leżała nieprzytomna niedaleko wyginającej się Mayako, która za wszelką cenę chciała odpłacić się nieznajomej. Skończyło się tylko na niekontrolowanych warknięciach i kilku wyzwiskach.
Yakiimo rozumiała postępowanie Terumi. Rozdzielając się miały znacznie większe szanse na dotarcie do miejsca spotkania. Kto wie, ile niespodzianek czekało w okolicy? Może kapitan już wezwał posiłki? Albo Madara stanie na jej drodze? Jego nawet mogłaby się obawiać.
Odwróciła się z zamiarem zniknięcia, tak jak zrobiła to w czasie ucieczki z kamienicy. Narazie jej umiejętności stawały przed nią otworem, mimo, że powoli odczuwała dziwne zmęczenie. Łopatka wciąż nieprzyjemnie pulsowała, ale teleportowanie się było najszybszym sposobem na pozostawienie Legionistów daleko w tyle. Przystanęła, skupiła się i — w chwili, gdy coś ją szarpnęło — poczuła czyjeś palce na swoim ramieniu. Zaklęła pod nosem. Wylądowała dokładnie na moście, zaledwie pięć metrów od niepotrzebnego jej towarzysza. Mei stała za nią, trzymając uzdy koni i wyglądała na nieco zaskoczoną. Patrzyła na gramolącego się na nogi mężczyznę.
Inami spostrzegła charakterystyczne blond włosy, zadziorne spojrzenie błękitnych oczu i tarczę na ramieniu. Przeklęła się w myślach. Mogła potraktować go nieco brutalniej albo chociaż założyć mu kajdanki, byle tylko za nią nie poszedł. Mei wyciągnęła przed siebie dłonie. Wokół nich zrobiło się strasznie duszno, para osiadła nad rzeką, a chmury nad ich głowami przysłoniły gwiazdy.
— Jedno słowo, Ya-chan — zaświergotała.
Była potworem. Pięknym, kuszącym mężczyzn demonem, który zabijał, kiedy miał ochotę, czerpiąc z tego satysfakcję. Zawsze robiła wszystko z wyzywającym pół uśmieszkiem i iskrami w zielonych oczach. Nie mniej jednak, pozostawała chyba najlepszą przyjaciółką, jaką Yakiimo mogła sobie wymarzyć. Nie oceniała jej. Wysłuchiwała, czasem dawała jakieś rady albo obracała problemy Inami w głupie żarty. I w końcu była Boginią. Rozumiała z czym to się wiąże.
Naruto wyprostował się i Yakii zauważyła, że ciężko oddycha. Zmarszczyła brwi i kiwnęła na Terumi.
— Zostaw nas.
Mei wypełniła polecenie. Zabrała konie i raźnym krokiem ruszyła w głąb lasu.
— Czemu za mną poszedłeś, kapitanie?
Bardzo starała się nadać swojemu głosowi nieco innego brzmienia.
— Czy to nie oczywiste? — Zaśmiał się. — Sporo dają za wasze głowy.
Bez ostrzeżenia wycelował w nią pistolet, a ona mimo najszczerszych chęci nie umiała się odsunąć czy chociażby go zaatakować.
Naruto Uzumaki właśnie złamał jej serce.
Yakiimo: No to mamy za sobą trójeczkę. Boże, zaczynam brnąć w jakieś dziwne romanse. Mayako zarzuciła mi yuri i BDSM. Chyba nie myślała, że będę ją zabierać na kolacje przy świecach, zanim porządnie skuję ją kajdankami, no heloł.
Każdy rozdział staram się w pewnej części poświęcić jakiemuś bohaterowi, szczególnie Bogom, którzy są jednym wielkim znakiem zapytania. xD Może dlatego te początkowe rozdziały, to takie trochę flaki.
Ostatnio przychodzi mi do głowy naprawdę wiele pomysłów. Niektóre powoli dopracowuję, inne z marszu odrzucam. W każdym razie nie zdziwiłabym się, gdybym podzieliła Legion na dwie części. Muszę tylko wyznaczyć sobie ciekawą granicę (najlepiej zawierającą multum niedopowiedzeń).
Nie ma nic więcej do powiedzenia. Nudzę się ostatnio, ale to fajna nuda. No dobra, po prostu olewam szkołę, szukam nowych newsów o Infinity (nasuguifbcjasjwohidu orgazm) i trochę piszę, szykując razem z Kaori niespodziankę na zbliżające się urodziny Wywiadów (nadal nie wiem które xDDD).
Buziole!
ajnbhvhbahgdjhabsuy
OdpowiedzUsuńscena z Itachim taka kochana <3 prawie dostałam skurczu od uśmiechania się i próbowania się nie uśmiechać. idealnie to oddałaś w tych dwóch/trzech zdaniach. cała ja.
no ale tego nosa to Ci nie daruje. jak on będzie wyglądał? mimo wszystko WOLAŁABYM, żeby jego ŚLICZNA BUŹKA pozostała NIESKALANA. już pal sześć, że ja oberwałam. ale Uchiha to przecież Uchiha! oni nigdy nie przegrywają! ...i chwila, gdzie się podział Madara?! bo cały rozdział go nie było, nawet jak był potrzebny
w pewnym momencie już zaczęłam myśleć, że wpleciesz tu jakieś KakaSaku, ale nie... to przecież niemożliwe, prawda? Hatake pewnie wciąż myśli o Mayako
...gdzie zapodziałaś Hoshi? nawet jeśli dobrze się bawi po kątach z Sasuke to ja nie pogardzę jakąś wzmianką o tym xD
ostatnia scena... jak Naruto rzucił się i złapał ją za nogę, to było coś pełnego rozpaczy. i niech potem nie kręci, że za głowy bogów dobrze płacą. kłamczuch. przecież to oczywiste, że zależało mu na spotkaniu z Yakii. on tam na pewno coś czuje w serduchu, tylko ma dylematy co jest moralne, a co nie
nie było jakoś dużo akcji, ale wiesz co? ja i tak kupie wszystko, co mi wciśniesz. już jestem Twoją fanką numer 1.
buziii :3
ps. PIĄTE, PACANIE. TO JUŻ PIĄTE URODZINY.
Kakasz to mnie nienawidzi. Przecież dałam dupy Kibie. xDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
UsuńCiebie sie nie da nienawidzić przecież xD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń