LEGION: BOGOWIE
kategoria: Naruto OC
gatunek: akcja, romans, nadnaturalne
data rozpoczęcia:
data zakończenia:
zarys fabuły:
Wiatr dmuchnął mu prosto w twarz, jego czarny płaszcz zaszeleścił przenikliwie, zaś on sam delikatnie zmrużył oczy, wciąż wpatrując się w szary horyzont. Dopiero po chwili usłyszał echo kroków na kamiennej podłodze, szelest ubrania. Stała ze splecionymi palcami, szeroko otwartymi oczami i wyczekiwaniem na twarzy. Krótsze kosmyki jasnych włosów opadały jej na prawe oko. Ubrana w czarną, obcisłą suknię, przypominającą bardziej rozcięty od bioder w dół płaszcz, ciemne spodnie i długie do kolan skórzane kozaki. Dumnie uniosła podbródek, gdy podszedł do szczytu stołu, po czym oparł się o blat. Kolejne kroki rozległy się w pomieszczeniu, a napięcie momentalnie urosło. Uniósł na nich oczy, dostrzegając powątpiewanie, jednocześnie bunt. Potem Yakiimo postąpiła krok do przodu i tak, jak on wcześniej, spojrzała na wyrwę w ścianie. Wzrok miała zamglony, od pewnego czasu była nienaturalnie odcięta od tego świata, dziwnie milcząca, skryta. Mógł wyczuć rosnącą w niej potęgę, którą usilnie tłumiła, oczekując lepszej okazji.
— Uzumaki, Okanao, Inuzuka, Fukao, Akairo, Uchiha, Hyuuga, Shimura.
Dłonią przesunął po ciężkim, dębowym stole i spojrzał w miejsce, gdzie kilkanaście lat temu znajdowały się mosiężne drzwi na taras. W tym momencie nie było ani ich, ani wielkiego balkonu; otwarta droga w przepaść, zachmurzone niebo, zimny wiatr i morskie fale odbijające się o skały na niewielkiej plaży. Patrzył na to wszystko, czując się nieswojo, a jednocześnie pewien rodzaj spełnienia wkradł się do jego serca, sprawiając, że na ustach zagościł mu chłodny uśmiech. Surowe wnętrze tego miejsca: kamienne ściany, stare mapy, rzeźbione krzesła, nawet ogromny, ale pusty kominek, przypominały mu o wszelkich okropieństwach. Nigdy nie potrafił nazwać tego domem, mimo to, po tylu latach przyprowadził ich wprost do siedziby stworzenia, po czym przechadzał się po każdym z pomieszczeń, aż w końcu dotarł do upragnionej sali. Niegdyś należała do mistrza; stąd opracowywał strategie misji i Yahiko mógł przysiąc, że ta dziwna energia dawnego przywódcy przywiodła go do Akity.
Wiatr dmuchnął mu prosto w twarz, jego czarny płaszcz zaszeleścił przenikliwie, zaś on sam delikatnie zmrużył oczy, wciąż wpatrując się w szary horyzont. Dopiero po chwili usłyszał echo kroków na kamiennej podłodze, szelest ubrania. Stała ze splecionymi palcami, szeroko otwartymi oczami i wyczekiwaniem na twarzy. Krótsze kosmyki jasnych włosów opadały jej na prawe oko. Ubrana w czarną, obcisłą suknię, przypominającą bardziej rozcięty od bioder w dół płaszcz, ciemne spodnie i długie do kolan skórzane kozaki. Dumnie uniosła podbródek, gdy podszedł do szczytu stołu, po czym oparł się o blat. Kolejne kroki rozległy się w pomieszczeniu, a napięcie momentalnie urosło. Uniósł na nich oczy, dostrzegając powątpiewanie, jednocześnie bunt. Potem Yakiimo postąpiła krok do przodu i tak, jak on wcześniej, spojrzała na wyrwę w ścianie. Wzrok miała zamglony, od pewnego czasu była nienaturalnie odcięta od tego świata, dziwnie milcząca, skryta. Mógł wyczuć rosnącą w niej potęgę, którą usilnie tłumiła, oczekując lepszej okazji.
— Zaczynajmy — szepnęła.
When you play the game of thrones, you win or you die.George R. R. Martin
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń