Those who feel the breath of sadness
Sit down next to me
Those who find there touched by madness
Sit down next to me
Those who find themselves ridiculous
Sit down next to me
In love, in fear, in hate, in tears...
Down
Down
James — Sit down
Szedł raźnym krokiem, pokonując kolejne korytarze gigantycznego, unowocześnionego budynku. Słyszał głosy wrzeszczących do słuchawek przełożonych, dźwięk używanych klawiatur, ekspres do kawy, pikanie wydawane przez tablice multimedialne.
Szedł powoli, niemal leniwym krokiem pokonywał niewielką plażę. Słyszał szum wiatru, piski kołujących na niebie mew, rozbijające się o skały groźne fale, własne kroki, zapadające się w mokrym piasku.
W ręce trzymał pokaźny plik dokumentów; swoje całe życie, wszystkie dokonania, przestępstwa i eksperymenty umieścił właśnie na tych kilkudziesięciu kartkach, z którymi od pewnego czasu nie mógł się rozstać. Oddech miał przyspieszony, co chwila nerwowym ruchem poprawiał kołnierz białej koszuli i wzdrygał się na widok zaciekawionych spojrzeń pracowników.
Zmarznięte dłonie trzymał w kieszeni czarnego płaszcza, jednak nawet minusowe temperatury, panujące w tym regionie, nie zniechęcały go do porannych spacerów. Napawał się widokiem zachmurzonego nieba i cienkich promieni słońca, prześwitujących przez ów szarą warstwę. Czuł na sobie wzrok siostry, chociaż pozostawała daleko poza zasięgiem jego oczu. Nie przeszkodziło mu to jednak śmiało kroczyć przed siebie.
Wszedł do wielkiej sali, gdzie za stołem siedziały dwadzieścia cztery osoby — członkowie Legionu, ministrowie, dowódcy jego wojsk. Patrzyli na niego wyczekująco, ich twarze wydawały się niezwykle ponure na tle fluorescencyjnego światła lamp. Z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi, minął ich i zasiadł u szczytu stołu, gwałtownym ruchem rozkładając cztery papierowe teczki. Sam sporządził dokumentację: imiona, nazwiska, powiązania, życiorys. Każdy, kto kiedykolwiek natknął się na Bogów, był w zasięgu jego ręki.
W oddali dostrzegł idących ku niemu ludzi. Stąpali po wąskiej ścieżce. Prowadziła do ich domu, który wyglądał bardziej jak forteca obronna. Przeczuwał, że któregoś dnia to miejsce spełni swoją rolę. Przyspieszył kroku, ale skierował spojrzenie na horyzont. Morze sięgało dalej, niż mógł sobie wyobrazić, a gdzieś za nim był ich prawdziwy dom. Miejsce, gdzie w końcu mogli poczuć się bezpiecznie, bez tej otoczki kłamstw i zemsty.
Pokazał im, gdzie mają ustawić linię obrony, kto będzie dowodził, wyznaczył punkty ewakuacyjne i po raz kolejny przedstawił cenne informacje o wrogu. Wiedzieli dużo, począwszy od imion, a skończywszy na umiejętnościach, ale kiedy jedno z sąsiednich miast zostało niemal starte w pył, poczuł, że konflikt ten nabiera rozpędu, że to już nie tylko osobista wojna, dopełnienie zemsty za każdą, najmniejszą krzywdę. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że wojna prowadzona przez jego ucznia nabrała rozmachu i zupełnie innego znaczenia, niż myślał. Nie umiał już rozgryźć intencji ani działań Yahiko, pozostawał biernym pionkiem wobec rosnącej potęgi nowego pokolenia. On sam także się zmienił; prowadził łagodniejszą politykę, a nawet zgodził się na wypuszczenie więźniów posądzonych o spiskowanie z Bogami.
Widział twarze żołnierzy; całe umorusane krwią, brudem, potem i popiołem. Niektórzy wciąż szarpali się, kiedy Gaara i Yugito prowadzili ich w stronę plaży, inni z przerażeniem w oczach mamrotali coś pod nosem. Ale kiedy Yahiko zadawał im pytania, żadne nie znało odpowiedzi — okazywali się niewiele warci, toteż nie próbując przeciągnąć ich na swoją stronę, kazał towarzyszom szybko ich wykończyć. Krew zabarwiła piasek na czerwono, dotarła do jego nóg, powędrowała do morza i złączyła z pieniącą się wodą. Długo patrzył na ciała zmarłych, uświadamiając sobie, że gra, w której obecnie prowadzi, zbudowała dwa obozy oddzielone grubym murem.
— Panie ministrze!
Poderwał zmęczone spojrzenie znad kolejnej serii dokumentów. Jego asystentka wpadła do biura cała roztrzęsiona, z potarganymi włosami i strachem wymalowanym na twarzy. Podniósł się powoli, przygotowany na najgorsze, ale coś mocno ścisnęło go w dołku.
— Nagoya została zaatakowana, nasze oddziały nie zdołały się obronić, wszyscy nie żyją. Kilkanaście budynków runęło, jest wielu rannych — mówiła na wydechy.
Odwrócił się do niej plecami i popatrzył na panoramę Tokio. Słońce zostało zakryte przez wielkie, ciemne chmury, zwiastujące ulewę. Od pewnego czasu stolicę nękały deszcze, zimno, przejmujący chłód. Zniknęła cała radość życia tego miejsca. Splótł dłonie za plecami.
— Wystarczy, Shizune. Umów mnie na konferencję prasową.
— Tak jest.
— I wyślij informację do mediów, że oczekuję na niej lidera Bogów.
— Panie ministrze! — zająknęła się gwałtownie.
— To będzie pokojowa rozmowa — uciął, uśmiechając się pod nosem.
— Kolejna udana wyprawa — rzucił na jej widok.
Stała w tej swojej czarnej sukni, patrząc w horyzont; pozwalając, żeby wdzierający się przez wyrwę wiatr, targał jej splecionymi w warkocz włosami.
— Wszyscy zginęli — szepnęła grobowym tonem.
— Tak. — Położył jej dłonie na smukłych ramionach. — Toczymy bardzo niebezpieczną grę. Shimura nie chce, żeby Bogowie istnieli, nie potrafi nas zaakceptować.
— To powinno rozegrać się między wami. — Szerzej otworzyła oczy, napawając się widokiem morza.
— On cię zabił, Yakiimo — wyszeptał jej wprost do ucha, wywołując nieprzyjemne dreszcze na ciele dziewczyny. — I nikt z kompanów nie przyszedł ci z pomocą.
Odwróciła się do niego przodem, a wtedy w jej oczach dostrzegł ból, żal, niepewność. Zmieniła się; odkąd wróciła do niego, zdawała się być wycofana ze wszystkiego, co dotyczyło wojny. Niepewnie oczekiwał momentu, w którym nie zgodzi się na powierzone jej zadanie, ale póki co, okazywała się niesamowicie oddana. Nawet jeśli jego słowa czasami ją raniły.
— Wiesz, że nie chciałem. — Pogładził ją po bladym policzku.
— Yahiko!
Oboje spojrzeli na idącego w ich kierunku mężczyznę. Długi, ciemny płaszcz, kaptur na głowie, maska zakrywająca dolną część twarzy. Mokre ubranie kleiło mu się do torsu, podkreślając ćwiczone latami ciało.
— Shimura zaprasza cię na konferencję — oznajmił.
— Cudownie. — Inami oblizał dolną wargę. — Zawołaj Gaarę i Mei, wyruszamy do stolicy.
— Co ze mną?
— Zabierz swoją partnerkę — głową kiwnął w stronę Yakiimo. — Na południu Tokio czeka was starcie.
— Jasne. Chodź, Yakii. — Pociągnął dziewczynę za łokieć, kierując się w stronę wyjścia.
— Nie zawiedź mnie, Kakashi. — Z ponurą satysfakcją wypowiedział imię nowego członka rodziny.
Spuszczam się nad tym. W ogóle Bosh, ten Kakashi. NIE MOGĘ.
OdpowiedzUsuńJestem tak ciekawa, co szykujesz, że to się w pale nie mieści.
Dawaj nam ten pierwszy rozdział. xDDDDD
czuję, że wkraczam w jakąś dziwną sferę chaosu xD <333
UsuńJako że wierze w dobre duchy, to trochę obawiam się, że te Twoje popsują mi ich obraz. Albo będą mnie nawiedzać po nocach. xD Ale ogólnie to ja wiedziałam, że Yakiimo wróci. Wiedziałam. Szósty zmysł. Bez niej Legion i całe to opowiadanie nie miałoby sensu.
OdpowiedzUsuńNo i mam mętlik w głowie, bo nie bardzo mogłam się skupić na czytaniu. Więc gdzieś nie bardzo połączyłam te dwa równoległe wątki, ale znając mnie, przeczytam ten prolog jeszcze kilka razy i wysnuje jakieś teorie spiskowe. xD
Cieszę się, że wróciłaś! <3 Tęskniłam za... za mną i za resztą dziewczyn. :D
Ja też się cieszę, że wróciłam, i że Yakiimo wróciła, i że na nowo startuję z moim ukochanym syfem. <3
UsuńJaram się. :)
OdpowiedzUsuń<3
UsuńCześć, sprawdzam komentarze, bo Kayo mówi, że nie może dodać. xD
OdpowiedzUsuńLOL, DODAŁ SIĘ. KAYO, SPRÓBUJ TERAZ. XD
UsuńTy już się nie wtrącaj, wojskowa. xD
UsuńMARTWIŁAM SIĘ, ŻE TO JA COŚ SCHRZANIŁAM W KODOWANIU XD
Usuńja pierdolę. za siódmym razem. na czwartym urządzeniu. straciłam już cierpliwość. w dodatku ten komputer jest kaleki pod względem klawiatury.
OdpowiedzUsuńByło cu-do-wnie. Oby tak dalej xD I znowu muszę powtórzyć sobie epilog xDD
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
UsuńDziękuję <3 Cudowne jest to, że mimo pozszywanego nadgarstka nie odczuwam bólu przy pisaniu, więc tydzień wolnego przeznaczę na rozdział. Może będzie znacznie mniej zagmatwany ;D
UsuńJak jest Kakashi to jestem i ja :D haha , czekam na next , pisz szybko :)
OdpowiedzUsuńMiło widzieć kolejne twarze xD Postaram się, ale wszystko zależy od weny i nadgarstka xD
Usuń